Czarnogóra / Na widelcu

Wielkie marzenia znad Jeziora Szkoderskiego

  • 28 września 2020

Przez ostatnie kilka dni deszcz nie daje za wygraną (a miało być tak pięknie!), musiałam więc znacznie zmienić swoje plany i dostosować się do okien pogodowych. Kiedy już wszyscy wkoło zabili we mnie jakąkolwiek nadzieję na słońce, szybko usiadłam do Google Maps i przy pomocy lupki zaczęłam szukać miejsc w okolicy, które znajdują się na tyle blisko, by zdążyć je odwiedzić i uniknąć ewentualnej konfrontacji z deszczem. Kto miał okazję być w Czarnogórze, ten wie, że tutaj przeciwdeszczówka i nieprzemakalne buty mogą czasami nie wystarczyć. Jak już pada, to fest! I tak podróżując sobie palcem, a właściwie – kursorem, po mapie, trafiłam na farmę kóz rodziny Mitroviciów. Jako że jestem ogromną wielbicielką małych, rodzinnych biznesów, lokalnych produktów i wszelkiego rodzaju agroturystyk, od razu zadzwoniłam do właściciela farmy, czy możemy się spotkać.

Farma rodziny Mitroviciów usytuowana jest niczym warownia. Na wzgórzu, na samym krańcu wsi Sotonići, w regionie Crmnica, na w pół drogi pomiędzy Adriatykiem a Jeziorem Szkoderskim, w otoczeniu pasm górskich Rumija i Taraboš. To tutaj, w towarzystwie niezwykłej przyrody, swoje marzenia spełniają Ljubo i Dijana wraz ze swoimi córkami – Dunją i Nađą. Pewnego dnia, zmęczeni tempem życia i ciągłym stresem, postanowili po prostu sprzedać dom w Podgoricy i wrócić w rodzinne strony, aby kultywować tradycje rolnicze swoich dziadów i pradziadów. Wtedy też pojawił się pomysł na stworzenie farmy kóz oraz przydomowej mleczarni. Niby nic takiego, jednak teren, który należy do rodziny Mitroviciów, nie jest najszczęśliwszy jeśli chodzi o jakiekolwiek budowlane przedsięwzięcia. Lita skała i wszechobecne cierniste krzewy – potrzeba dużo determinacji i wiary, żeby zdecydować się na spełnianie marzeń w takim miejscu. Ale jak widać – da się.

Nieco ponad trzy lata temu po raz pierwszy wbito tu szpadel w ziemię i rozpoczęto prace. W tym czasie udało się wybudować stajnię dla pięćdziesięciu kóz, kurnik, a także małą mleczarnię, gdzie właściciele produkują własne sery i mleko – notabene bardzo zdrowe, szczególnie dla osób, które zmagają się np. z chorobami płuc. Jednak to dopiero początek. Choć pracy jest sporo i zdarzają się momenty słabości, Ljubo z wielką pasją i zaangażowaniem opowiada o kolejnych projektach. Ogród warzywny, restauracja, taras widokowy, bungalowy, ścieżki spacerowe… Jego żona, Dijana, za każdym razem ściąga go na ziemię, ze stoickim spokojem powtarzając „Polako, korak po korak” (tłum. Powoli, krok po kroku). Ale jak tu nie odpływać i jak tu nie marzyć, kiedy dosłownie stoimy z głowami w chmurach?! ;-)

Już nie mogę się doczekać kolejnej wizyty na farmie! Gorąco kibicuję Ljubowi i jego rodzinie. Jeśli chcielibyście pomóc im w tym wspaniałym przedsięwzięciu, koniecznie zapiszcie sobie ich adres i przy najbliższej okazji wstąpcie do nich na przepyszne sery (10€/kg) i świeże kozie mleko (1,5€/litr). Tak, to tutaj po raz pierwszy wypiłam ciepłe mleko prosto od kozy! 

Brak komentarzy
Napisz odpowiedź